wtorek, 31 marca 2009

Raport Unii: Polska prześladuje homoseksualistów.

Według raportu unijnej Agencji Praw Fundamentalnych, w Polsce ma miejsce dyskryminacja osób homoseksualnych. Dowodem według raportu ma być polskie prawo, które nie zabrania gejom adopcji dzieci, oraz ... brak refundacji zabiegu zmiany płci!

Według działających w Polsce i Europie organizacji gejowskich, głównym ich przeciwnikiem jest polski Kościół, zwany przez nich "kluczowym aktorem występującym przeciw prawom gejów i lesbijek". W podobnym tonie utrzymany jest również sam raport, którego autorzy piszą, że: "przedstawiciele Kościoła, w szczególności prawosławnego i katolickiego, angażują się w polityczną debatę dotyczącą praw osób LGBT (lesbijki, geje, osoby biseksualne i transseksualne), często mobilizując i lobbując przeciwko przyjmowaniu takich praw".

Raport zawiera także przypadki zakazów organizacji tzw. "marszów równości", podkreślając, że nie istnieje w naszym kraju instytucja zajmująca się "ochroną równych praw dla mniejszości seksualnych".

na podstawie: dziennik.pl

nacjonalista.pl

poniedziałek, 30 marca 2009

Czego Niemcy nauczyli się od Żydów a Żydzi od Niemców

Talmud, który uczy, że dziesięć przykazań obowiązuje Żydów wyłącznie w stosunku do Żydów, czyli nie w stosunku Żydów do nie-Żydów i uczy o wyższości Żydów nad innymi. Talmud był przykładem dla Niemców, w formułowaniu przez nich nazistowskiego konceptu „Herren Volk." Koncept ten jest zawarty w Talmudzie, opiera się na wierze, że nie-Żydzi mogą być traktowani jak bydło.

Przed wojną w Polsce, w zamożnych domach żydowskich, nigdy nie zatrudniano służących Żydówek tylko Polki, głównie ze wsi. Skandale związane z seksualnym nadużywaniem tych kobiet, powodowały, że już kilkaset lat temu, n.p. na Podolu były ustawy zabraniające Żydom zatrudnianie nie-Żydówek jako służby domowej. Problem ten szerzył się również w Austrii...

Wielu prawdomównych Żydów pisze podobnie jak profesor Izraela Szarak, który ubolewa w swojej książce „Żydowskie dzieje i religia: Żydzi i goje – XXX wieków historii," nad złymi skutkami nauk Talmudu tak dla Żydów jak i dla ne-Żydów. Talmud ma jakoby bronić tożsamość żydowską przed asymilacją kosztem innych, którzy mieli być ofiarami żydowskiego pasożytnictwa i wyzysku, takiego, na jaki nacjonaliści niemieccy narzekali w republice Weimarskiej, często nazywanej przez nich „Juden Republik."

Wcześniej Immanuel Kant (1724-1804) pisał w Królewcu oburzony na Żydów polskich, że nie tylko oszukują i wyzyskują innych, ale że się tym chwalą. Natomiast profesor Szahak zarzuca Żydom, że ukrywają prawdziwą treść Talmudu i rozpowszechniają tylko wersje spreparowane dla gojów.

Blisko tysiąc lat temu, po przekładzie Talmudu na łacinę przez rabinów nawróconych na wiarę katolicką, szerzyło się ogólne oburzenie na Żydów, za znieważanie przez nich Matki Boskiej i Chrystusa. Spowodowało to powstanie słowa „perfidia żydowska" w dzisiejszym znaczeniu.

W czasie Drugiej Wojny Światowej Niemcy, jako „Herren Volk" traktowali Żydów w nieludzki sposób, które to traktowanie pozostawili w świadomości żydowskiej. Żydzi nauczyli się jak Niemcy poniżali ich, by w podobny sposób traktować Palestyńczyków i stworzyć w Palestynie reżym żydowskiej Apartheid. Były prezydent USA, Jimmy Carter opisuje ten stan rzeczy, w swojej książce: „Palestine: Peace Not Apartheid."

Półtora miliona Palestyńczyków na terenie Gazy jest gnębiona przez Żydów za pomocą blokady dostaw koniecznej żywności, lekarstw, przerywanie działania urządzeń sanitarnych oraz brak elektryczności. Jakiekolwiek protesty Arabów wywołują brutalne bombardowania, a aresztowani ludzie są często torturowani, w ramach rekrutacji donosicieli na rzecz Izraela. Ostatnio na terenie Gazy Żydzi zabili ponad 1300 osób, w czasie, kiedy sami stracili nieco ponad 10 żołnierzy, w czym jedną trzecia własnych ludzi sami zastrzelili przez pomyłkę.

Jak wiadomo dwudziesty wiek jest nazywany wiekiem śmierci, ponieważ w tym wieku zostało zamordowanych ponad dwieście dwanaście milionów ludzi, najwięcej w historii ludzkości. W samych Sowietach, w czasie kolektywizacji, dokonywanej przez Żyda, Lazara Kaganowicza, zostało zabitych głodem pond dwa razy więcej ludzi, głównie Ukraińców, niż Niemcy zabili Żydów dziesięć lat później. Tak, więc tragedia żydowska jest małą częścią tragedii ludzkiej dwudziestego wieku, ponieważ przedstawia ona poniżej 3% strat w ludziach w czasie tego „wieku śmierci."

Jeżeli weźmie się pod uwagę udział Żydów w samym sowieckim aparacie terroru i fakt, że terror sowiecki odbywał się w tradycji tysiąc letniego terroru rabinów nad społecznościami żydowskimi, perspektywa cierpień ludzkich wygląda inaczej, niż jest opisywana przez współczesną propagandę żydowską i skompromitowany żydowski ruch roszczeniowy opisany przez profesora Normana Finkelsteina w jego książce „Holocaust Industry," czyli zyskowne „Przedsiębiorstwo Holokaust." Według niego aferzyści żydowscy okradali faktyczne żydowskie ofiary terroru niemieckiego.

Ciekawe jest, że zbrodniarze nazistowscy byli stawiani przed sądem, podczas gdy, żaden z licznych zbrodniarzy komunistycznych, wśród których wielu było Żydami, nie był pociągnięty do odpowiedzialności przed sądem za kolosalne zbrodnie przez nich popełnione. Możliwe, że tak się stało w dużej mierze, dzięki solidarności Żydów i ich poczucia wyższości w tradycji Talmudu. Od Żydów postawy tej nauczyli się Niemcy, kiedy próbowali stanowić światowy „Herren Volk" nie tylko od „Renu do Władywostoku," ale również na całym globie.

Iwo Cyprian Pogonowski

http://www.pogonowski.com
prawy.pl

piątek, 27 marca 2009

Zmarł mec. Krzemiński

Zmarł mec. dr Zdzisław Krzemiński - wybitny adwokat i działacz narodowy. Pogrzeb odbędzie się we wtorek, 31 marca, o godz.11.00 w Pyrach (między Warszawą a Piasecznem).
Mec. Krzemiński był wybitnym działaczem narodowym i pozostał nim do końca życia. Mec. Krzemiński wstąpił do Młodzieży Wszechpolskiej w roku 1937, był także żołnierzem Narodowych Sił Zbrojnych.Po wojnie działał w opozycji demokratycznej. Po przemianach w roku 1989 pomagał w odbudowie polskiego ruchu narodowego, uczestniczył w spotkaniach i zjazdach Młodzieży Wszechpolskiej . Dzieli się swoimi spostrzeżeniami, udzielał rad i wskazówek. Pomagał również działaczom utożsamiającymi się z poglądami narodowymi w ich pracy zawodowej.
Środowisku naukowemu i ludziom związanym z szeroko pojętym wymiarem sprawiedliwości (adwokatom, radcom prawnym, notariuszom, sędziom i prokuratorom) mec. Krzemiński był znany głównie jako doktor nauk prawnych, wybitny adwokat i mówca, autor kilkunastu książek z zakresu prawa rodzinnego, procedury cywilnej, ustroju adwokatury oraz historii adwokatury, a ponadto stu kilkudziesięciu artykułów z zakresu tej tematyki.
Część Jego Pamięci!

piątek, 20 marca 2009

Były członek NOP zostaje w Elanie

- Sławomir Urtnowski, były aktywny działacz Narodowego Odrodzenia Polski, zostaje w Toruńskim Klubie Piłkarskim - tak jednogłośnie zdecydował w czwartek jedenastoosobowy zarząd klubu TKP Elana.

Mimo swojej przeszłości dalej będzie pełnił funkcję managera ds. marketingu.

- Kodeks pracy jasno mówi, że nie można zwalniać osoby za poglądy - mówi Radiu GRA i Gazecie Pomorskiej prezes TKP Elana Andrzej Nowicki. - NOP jest przecież organizacją legalną i pan Urtnowski miał pełne prawo do niego należeć. Nie będzie miał żadnego kontaktu w klubie z młodzieżą. Stoi przed nim jedno zadanie, by załatwiał Elanie pieniądze. Ma szukać nowych sponsorów.

Kilka dni temu w Radiu GRA i Gazecie Pomorskiej informowaliśmy o przeszłości Sławomira Urtnowskiego. To były działacz Narodowego Odrodzenia Polski. Antyfaszyści mówią wprost, że przez swoją niechlubną przeszłość powinien zrezygnować ze stanowiska.

- Nie wstydzę się, że działałem w NOP - mówi Urtnowski. - To nie ma żadnego wpływu na to co teraz robię.

Miał on też polityczne ambicje. Do parlamentu startował z ramienia NOP pod hasłem: " zatrzymać euro konstytucję”. Był też liderem zespołów Zadruga i NaRA. Według działaczy ruchów antyfaszystowskich są to zespoły bardzo aktywne na neofaszystowskiej scenie rockowej. Teraz jest managerem ds. marketingu w TKP Elana.

http://www.pomorska.pl/
Z antologii prasy polskojezycznej

nacjonalista.pl

Były działacz NOP na celowniku "Wyborczej"

Skandal w Toruniu! W lokalnym wydaniu "GW", znajduje się artykuł, dotyczący Sławomira Urtnowskiego, byłego aktywisty Narodowego Odrodzenia Polski, obecnie działacza klubu piłkarskiego "Elana", w którym pełni funkcję szefa ds. marketingu. Dziennikarz "Wyborczej" zarzuca Urtnowskiemu przynależność do NOP. W sukurs przychodzą "zawodowi antyfaszyści", ze Stowarzyszenia "Nigdy Więcej": "...szokujące, że ktoś z taką przeszłością pracuje w miejscu, gdzie jest młodzież" - żali się Marcin Kornak.

W artykule wyciągnięto kilka przykładów "destrukcyjnej" działalności Urtnowskiego. Za "dowód" posłużyły... wypociny z periodyku "Nigdy Więcej", M. Kornaka! Jest więc barwny opis NOP-owskich manifestacji, podczas których, według paranoików z "NW", promowano... hitleryzm. Wśród "zarzutów" wobec Urtnowskiego znajduje się między innymi fakt występowania w nacjonalistycznym ( według standardów GW: "nazirockowym") zespole NaRa. Przykładów tej radosnej twórczości można by zresztą mnożyć...

Sam Urtnowski do sprawy podchodzi z dystansem. Nie odcina się od swoich poglądów, oraz przeszłości w NOP, zaś zarzuty "NW" odpiera, uznając całe zamieszanie za sztucznie rozdmuchane, i całkowicie niepotrzebne.

Do sprawy odniósł się także prezes "Elany", Andrzej Nowicki. W rozmowie z dziennikarzem "Wyborczej", stwierdził, że publikacja artykułu wywołała u niego zaskoczenie, zapowiadając szybkie wyjaśnienie sprawy na czwartkowym posiedzeniu zarządu.

Aktualizacja:
- Artykuł z G. Wyborczego można przeczytać tutaj: http://tnij.com/Urtnowski
- Prezes klubu Elana o Urtnowskim (z dzisiaj!) http://tnij.com/prezes_o_Urtnowskim

nacjonalista.pl

Partia "Libertas" została zarejestrowana w Polsce !

Partia, sprzeciwiająca się obecnemu modelowi integracji europejskiej, wystawi swych kandydatów w wyborach do Parlamentu Europejskiego.

Przewodniczący partii, Irlandczyk Declan Ganley, powiedział na konferencji prasowej, że "Libertas" zacznie od poniedziałku zbierać podpisy pod listami poparcia dla swych kandydatów. Nie podał jednak żadnych nazwisk ewentualnych kandydatów.

Ganley podkreślił, że Polacy głosując na "Libertas" będą mogli zademonstrować, że są za integracją europejską, ale też za odpowiedzialnością Brukseli przed mieszkańcami Unii. Ganley powiedział, że mieszkańcy państw Unii nie znają swoich przedstawicieli, a rozwiązania proponowane w traktacie lizbońskim oznaczają dalsze ograniczenie demokracji.

IAR/GJ

prawy,pl

“Unijnym popiwkiem” w polskie stocznie

Byłe NRD-owskie stocznie dzięki pomocy państwa (na co zezwala Niemcom unijne prawo) są unowocześniane, rozbudowywane i mają się dobrze, a będą się miały jeszcze lepiej po likwidacji polskich stoczni.

Stocznie gdyńska i szczecińska w świetle unijnego prawa nie mogły korzystać z pomocy środków publicznych i teraz wraz z procentami muszą je zwrócić. W tym celu mogłyby sprzedać część swojego majątku, opłacić należności i przy zmniejszonym potencjale kontynuować swoją działalność. Skąd zatem wziął się pomysł sprzedaży całego majątku stoczni, wielokrotnie przewyższającego zobowiązania, oraz ich likwidacji w sytuacji, gdy takie zalecenie nie leżało w kompetencji Komisji Europejskiej?

Funkcjonowanie w Polsce wolnego rynku według unijnych zasad nie przewiduje pomocy publicznej dla podmiotów gospodarczych, chyba że takie odstępstwo zostałoby uzgodnione z Komisją Europejską (KE). W negocjacjach związanych z naszym wstąpieniem do UE nie poruszono nawet możliwości specjalnego potraktowania przemysłu okrętowego w okresie jego restrukturyzacji, choćby w oparciu o niemiecki precedens.
Traktat ustanawiający Wspólnotę Europejską (TWE)1 w sekcji pt. “Pomoc przyznawana przez państwa” w art. 87 ust. 1 zastrzega, że państwo członkowskie nie ma prawa udzielać pomocy przedsiębiorstwom w jakiejkolwiek formie. Ale już ust. 2 ma brzmienie: “Zgodna ze wspólnym rynkiem jest: (…) c) pomoc przyznawana gospodarce niektórych regionów Republiki Federalnej Niemiec dotkniętych podziałem Niemiec, w zakresie, w jakim jest niezbędna do skompensowania niekorzystnych skutków gospodarczych spowodowanych tym podziałem”. Zauważmy, że w tym zapisie “pomoc (…) niezbędna” - jej skala, zakres i czas trwania są pozostawione do interpretacji rządu niemieckiego.
Oczywiście zasadniczą przyczyną zacofania gospodarczego w byłej NRD była księżycowa gospodarka socjalistyczna, a nie podział Niemiec, tylko tego nie napisano, bo takie same zasady socjalistycznej gospodarki obowiązywały w Polsce i we wszystkich pozostałych krajach bloku wschodniego, powodując podobne zacofanie gospodarcze, chociaż żaden z tych krajów nie był podzielony tak jak Niemcy. Dlatego powołano się w TWE na “podział” Niemiec, żeby innych krajów postsocjalistycznych wstępujących do UE nie postawić na równej z Niemcami, uprzywilejowanej pozycji.
Byłe NRD-owskie stocznie dzięki pomocy państwa są unowocześniane, rozbudowywane i mają się dobrze, a będą się miały jeszcze lepiej po likwidacji polskich stoczni. Podobnie zresztą jak stocznie w Holandii - ojczyźnie pani komisarz UE ds. konkurencji Neelie Kroes.
Gdyby nasi negocjatorzy ustalający warunki akcesji Polski do UE myśleli perspektywicznie o polskiej gospodarce, mogliby się powołać na następny ustęp wspomnianego wyżej artykułu TWE: “3. Za zgodną ze wspólnym rynkiem może zostać uznana: a) pomoc przeznaczona na sprzyjanie rozwojowi gospodarczemu regionów, w których poziom życia jest nienormalnie niski, lub regionów, w których istnieje poważny stan niedostatecznego zatrudnienia; b) pomoc (…) mająca na celu zaradzenie poważnym zaburzeniom w gospodarce Państwa Członkowskiego”.
Jeśli chodzi o pkt 3a, to po likwidacji stoczni gdyńskiej i szczecińskiej całe nasze Wybrzeże stanie się regionem wybitnie dotkniętym bezrobociem. Czy dopiero wtedy, tj. po likwidacji stoczni, państwo polskie będzie mogło udzielić pomocy publicznej temu obszarowi? Alternatywą likwidacji stoczni byłoby przyznanie pomocy przez państwo, aby nie kreować obszaru wybitnie dotkniętego bezrobociem. Z gospodarką jest jak ze zdrowiem - lepiej zapobiegać chorobom, niż je leczyć.
Z kolei pkt 3b ewidentnie upoważniał do uwzględnienia ratowania stoczni przez państwo, by nie wywołać poważnego zaburzenia w polskiej gospodarce. Niestety, temat ten nie został podjęty przez naszych negocjatorów, którzy dobrowolnie zrezygnowali z okresów przejściowych. To karygodne zaniedbanie.

Polski przemysł okrętowy w UE
Aby zrozumieć cały mechanizm prawno-finansowy, który doprowadził do decyzji KE o zwrocie przez stocznie długu publicznego, należy zapoznać się z kilkoma pojęciami z dziedziny funkcjonowania naszego przemysłu okrętowego w unijnym gorsecie.
Armator, który zamawia statek w stoczni, po położeniu stępki wpłaca zadatek, na ogół w wysokości 10 proc. wartości statku. Następne 10 proc. wpłaca po wodowaniu, a resztę przy ostatecznym odbiorze. Armator wpłacając zaliczki, musi mieć na nie gwarancje. W Polsce takich gwarancji udziela Korporacja Ubezpieczeń Kredytów Eksportowych (KUKE) i od tej instytucji nasze stocznie otrzymywały gwarancje. Należy podkreślić: tylko gwarancje, bo KUKE nie dopłaciła do stoczni ani złotówki.
Przemysł okrętowy jest skomplikowanym organizmem i opiera się na trzech filarach.
Pierwszym jest eksport statków, który winien być oparty na znajomości rynku stoczniowego na całym świecie i wyborze takiego produktu, którego np. nie potrafią jeszcze robić Chińczycy (wykonujący konstrukcje proste i tanie), ale posiadającego wyjątkowe cechy techniczne, a więc konkurującego z produktami stoczni krajów rozwiniętych. Do realizacji takiego celu jest potrzebne stabilne, apolityczne, interdyscyplinarne gremium fachowców, opiniujące bieżącą działalność stoczni i wyznaczające krótko- i długookresowe prognozy. Po likwidacji Rządowego Centrum Studiów Strategicznych w roku 2006 (niestety, dzieło PiS), powstała prognostyczna próżnia2. Takim interdyscyplinarnym i stabilnym gremium nigdy nie były rady nadzorcze stoczni; np. w ciągu ostatnich 4 lat skład rady nadzorczej Stoczni Gdynia SA zmienił się czternastokrotnie.
Drugim filarem, na którym opiera się przemysł okrętowy, są: zaplecze naukowe przemysłu okrętowego, wyposażenie techniczne stoczni i umiejętności załogi. Te wartości są u nas na wysokim poziomie, ale to one właśnie mają ulec destrukcji, zgodnie ze stoczniową “specustawą”. Stanie się tak dlatego, ponieważ to właśnie one stanowią podstawę konkurencyjności polskiego przemysłu okrętowego.
Trzecim filarem jest władza polityczna, która - poczynając od 2004 r. - w gąszczu unijnych przepisów nie potrafiła zawalczyć o właściwy status stoczni w okresie ich restrukturyzacji i programowo negowała działania i ustalenia poprzedników, bez ich głębszej analizy. Naszą tragedią jest to, że walka polityczna i deprecjacja poprzedników są dla rządzących ważniejsze niż pragmatyzm gospodarczy.
Nasze stocznie od lat były fatalnie zarządzane. Z informacji, jakie można otrzymać z Ministerstwa Skarbu Państwa (MSP)3 oraz bezpośrednio od osób kompetentnych zatrudnionych w stoczniach, wynika, że co najmniej od roku 2004 budowa wszystkich statków przynosiła straty. Próby usprawiedliwiania takiego stanu rzeczy osłabieniem kursu dolara czy wzrostem cen stali nie wytrzymują krytyki, gdyż to sprzedaż polskich banków (dzieło AWS) uniemożliwiła praktyczne kompensowanie wahań parytetu złotego (w pewnym zakresie), jak również sprzedaż hut w okresie boomu na stal (dzieło SLD) zaowocowała tym, że nowi ich właściciele z miejsca podnieśli ceny stali. Ówczesne rządy dokonujące wspomnianych “prywatyzacji” albo nie wiedziały o tym, że gospodarka stanowi system naczyń połączonych, albo wiedziały o tym i świadomie - zdając sobie sprawę ze skutków - realizowały czyjś plan.
Gdy poszczególne rządy stwierdzały, że na budowie statków ponosimy straty, należało natychmiast, w trybie nadzwyczajnym, dokonać dogłębnej analizy przyczyn takiego stanu rzeczy i wyciągnąć wnioski, nie wyłączając konsekwencji personalnych. Takiego rachunku sumienia nie zrobił żaden rząd i dlatego dopłacimy również do tych statków, których budowa ma się zakończyć w pierwszej połowie 2009 roku.

Wyrok na polskie stocznie
6 listopada 2008 r. Komisja Europejska przysłała ostateczną decyzję o zwrocie pomocy udzielonej przez państwo stoczniom4. Zwrotowi podlega otrzymana przez nie korzyść, którą wyraża tzw. ekwiwalent dotacji stanowiący “różnicę pomiędzy zapłaconym oprocentowaniem pożyczek a oprocentowaniem, jakie stocznia musiałaby zapłacić, uzyskując analogiczne pożyczki na rynku, uwzględniając zwłaszcza trudną sytuację ekonomiczną stoczni”. W tym miejscu KE zrobiła założenie, że zadłużonym stoczniom banki komercyjne udzieliłyby pożyczki pod wysoki procent z uwagi na duże ryzyko. Komisja Europejska ogłasza w poszczególnych latach tzw. stopę referencyjną (od 1 lipca 2008 r. zwaną stopą bazową) pożyczek komercyjnych. Przy czym, rozliczając pomoc, jaką otrzymały stocznie, KE do stopy referencyjnej dodała Polsce 600 punktów bazowych. W dokumencie jest podana tabela, której pierwsze dwa wiersze przedstawiam.
Opisany przez tabelę algorytm należy odczytać tak: jeżeli po wejściu Polski do UE stocznia otrzymała pomoc publiczną np. na 5 proc., to według Komisji jest to kłamstwo, gdyż w wymienionym roku banki od “trudnych klientów” żądały 9,56 proc. i ten procent jest bazą do dalszego liczenia. Powiększenie oprocentowania o 600 pkt bazowych jest operacją, do której - niestety - była upoważniona KE w oparciu o art. 9 ust 1 Rozporządzenia Komisji (WE) nr 794/2004, którego myśl przewodnia brzmi: “O ile decyzja szczególna nie stanowi inaczej, stopę procentową pomocy państwa (…) oblicza się na podstawie średniej stóp pięcioletnich (…) plus 75 punktów bazowych. W uzasadnionych przypadkach Komisja może zwiększyć stopę oprocentowania o więcej niż 75 punktów bazowych w odniesieniu do jednego lub więcej Państw Członkowskich” [podkr. - J.W.].
Żeby się nie pogubić w nazewnictwie, te dodatkowe punkty bazowe będę umownie nazywał “unijnym popiwkiem”. On się tym różni od “popiwku Balcerowicza”, że tamten niszczył przedsiębiorstwa dobrze prosperujące, natomiast KE swoim “popiwkiem” dobija przedsiębiorstwa borykające się z trudnościami. Z ostatniego cytatu uprawnień KE widzimy, że Komisja mogła zadłużonym polskim stoczniom doliczyć “unijny popiwek” 75 pkt bazowych i byłoby to zgodne z prawem. Tymczasem odpowiedni członkowie KE popatrzyli w sufit i odczytali, że “unijny popiwek” dla polskich stoczni ma wynosić 600 pkt bazowych.
Nawiązując jeszcze do wytłuszczonego cytatu Rozporządzenia, warto zwrócić uwagę na zaskakujący fakt, że nie została podana górna granica restrykcji. Tego rodzaju knot prawniczy przypomina w jednym miejscu Kodeks Hammurabiego.
Warto zaznaczyć, że gdy KE pisała swoją decyzję dla polskich stoczni, to już obowiązywała nowelizacja cytowanego Rozporządzenia (znowelizowane Rozporządzenie nr 271/2008), którego art. 9 ust. 2 zaczyna się od słów: “Stopa procentowa jest obliczana przez dodanie 100 pkt bazowych do rocznej stopy procentowej na rynku pieniężnym…”. 100 pkt bazowych - ani więcej, ani mniej! Wprawdzie prawo nie działa wstecz, ale skoro już sama KE zlikwidowała swój “artykuł Hammurabiego”, to zastosowanie do polskich stoczni sześciokrotnie większej restrykcji, niż przewiduje nowelizacja, mówi o myśli przewodniej działania Komisji: “Zniszczyć polskie stocznie”.
Z kolei gwarancje kredytowe KUKE, o których pisałem powyżej, KE potraktowała jako “Stawki KUKE dla wysokiego stopnia ryzyka”, powiększone o “unijny popiwek” 400 pkt bazowych. “Unijnemu popiwkowi” poświęcamy tyle miejsca, gdyż całkowite zadłużenie stoczni jest wyliczane według procentów składanych i 600 pkt bazowych doliczanych w każdym roku obliczeniowym, w liczbach bezwzględnych daje w końcowym efekcie horrendalne kwoty. Proste wyliczenie pokazuje, że po pięciu latach (lata 2004-2009) podwojenie długu ma miejsce przy oprocentowaniu 14,87 procent!
W piśmie KE do polskiego rządu są również wymienione: zwroty zysku stoczni z tytułu gwarancji kredytowych, gwarancji zwrotu pożyczek, nieegzekwowania spłaty zadłużenia, rozłożenia zobowiązań na raty oraz odroczenia ich płatności, umorzenia (ekwiwalent dotacji w tym przypadku ma być równy pełnej wartości umorzenia), przejęcia zobowiązań przez operatora, dokapitalizowania (traktowanego jak dotacja).
Rozdział III decyzji KE mówi o sposobie wykonania decyzji: odzyskanie pomocy przez państwo ma być skuteczne, niezwłoczne i w terminie 7 miesięcy, czyli do 7 czerwca 2009 roku. I jeszcze jedno ważne zdanie: “…zaskarżenie decyzji Komisji do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości (ETS) w trybie art. 230 TWE nie wstrzymuje jej wykonania (…)”.
Widać, że KE liczyła się z takim zaskarżeniem, gdyż tenże artykuł 230 TWE mówi właśnie o prawie zaskarżenia m.in. decyzji Komisji za naruszenie istotnych wymogów proceduralnych czy nadużycie władzy, a takim jest bezsprzecznie decyzja KE odnośnie do stoczni, gdyż łamie ona zasady opisane w Protokole nr 30 TWE: “w sprawie stosowania zasad pomocniczości i proporcjonalności (1997)”. Punkt 9 tegoż Protokołu brzmi: “…Nie naruszając swego prawa do inicjatywy, Komisja powinna: (…) - odpowiednio uwzględniać konieczność działania w taki sposób, aby wszystkie obciążenia finansowe, jak i administracyjne ciążące na Wspólnocie, rządach krajowych, władzach lokalnych, podmiotach gospodarczych oraz obywatelach były jak najmniejsze i stosowne do zamierzonego celu”.
“Unijny popiwek” zaaplikowany Polsce jest zaprzeczeniem powyższej zasady. Celem działań KE winno być wyegzekwowanie zwrotu publicznego długu i nic więcej! Czym wobec tego jest likwidacja stoczni uzgodniona z polskim rządem?
Przed podjęciem decyzji o wyprzedaży majątku stoczni i ich likwidacji KE i polski rząd winny porównać: majątek stoczni (ten fizyczny i ten intelektualny - biura rozwojowe, archiwa badań, konstrukcji, itp.5) i wielkość zadłużenia publicznego stoczni. Tymczasem majątku obu likwidowanych stoczni nigdy nie wyceniano (nie było takiej potrzeby), a więc nie był znany, zaś publiczne zadłużenia stoczni zostały wyliczone w UOKiK dopiero w styczniu br. i aktualnie wyliczenia te są sprawdzane w KE.
Decyzja KE odnośnie do zwrotu pomocy publicznej z 6 listopada 2008 r. zyskała wcześniej aprobatę MSP. 3 listopada 2008 r. PAP podała: “Dziś ok. godz. 19 resort skarbu przesłał komisarz ds. konkurencji Neelie Kroes zapewnienie, że akceptuje jej propozycję ratowania [sic!!! - dop. J.W.] przemysłu stoczniowego - poinformował rzecznik MSP Maciej Wewiór”. Ostateczna decyzja KE nosi datę 6 listopada 2008 r. (to się nazywa działanie ekspresowe!).
Zestawienie dat wskazuje na to, że rząd, akceptując decyzję KE, nie znał ani wartości majątku stoczni, ani wielkości zadłużenia. W takim razie skąd rząd mógł wiedzieć, że należy sprzedać stocznie, aby móc spłacić pomoc publiczną?
Z wypowiedzi posła Dawida Jackiewicza (PiS) podczas debaty sejmowej toczącej się 3 grudnia ub.r., dowiadujemy się, że pani komisarz Neelie Kroes skierowała do ministra Aleksandra Grada list, który zawiera taką oto instrukcję:
“Sprzedaż [stoczni - dop. J.W.] musi dotyczyć samego majątku. Żadne zobowiązania nie mogą być przyjęte [chodzi o przerwę w zamówieniach na statki i w ten sposób zamrożenie działalności biur konstrukcyjnych - dop. J.W.]. Majątek musi być sprzedany po cenie rynkowej oferentowi, którego propozycja będzie najwyższa. Elementy majątku winny być wystawione na sprzedaż oddzielnie lub w dużej ilości małych pakietów, ustalonych w sposób zapewniający maksymalizację wpływów ze sprzedaży. Takie pakiety nie mogą stanowić zorganizowanych części przedsiębiorstwa lub działalności [aby nie stworzyć zalążka powrotu do produkcji statków - dop. J.W.] (…). Przetarg musi być niedyskryminujący, tzn. musi zapewnić, że sprzedaż jest otwarta dla wszystkich potencjalnych kategorii nabywców, bez jakiejkolwiek dyskryminacji dotyczącej celu planowanej inwestycji [chodzi o to, by kupcom nie stawiać warunku dalszej produkcji statków - dop. J.W.]“.
Podstawowe pytanie, jakie się narzuca przy lekturze instrukcji pani komisarz, dotyczy podstawy prawnej takiej instrukcji. W decyzji KE z 6 listopada ub.r., zawierającej 13 artykułów, nie ma ani słowa o sprzedaży stoczni, a tym bardziej o tym, jak ta sprzedaż ma wyglądać. Uprawnienia KE są wymienione w rozporządzeniach, które zostały powyżej wspomniane, i tam nie ma ani słowa o takich uprawnieniach KE, które upoważniałyby panią komisarz do formułowania poleceń zawartych w liście do ministra Aleksandra Grada. Automatycznie nasuwa się wątpliwość: czy rząd polski miał obowiązek dostosować się do poleceń pani komisarz, skoro wykraczały one poza ramy unijnego prawa?
W świetle powyższego nasuwa się podejrzenie, że mamy tu do czynienia ze zmową instytucji unijnej, pozaprawnie żądającej likwidacji polskiego przemysłu okrętowego, z rządem polskim, który godzi się dokonać tej likwidacji i to w sposób tak skuteczny, żeby uniemożliwić rewitalizację przemysłu okrętowego w Polsce.

Kryzys zasady równości podmiotów w UE
Dziś, w dobie kryzysu, Anglia udziela pomocy swoim bankom, Niemcy, Włochy i Francja udzielają pomocy swoim przemysłom samochodowym i okrętowym, ale to na pewno jeszcze nie koniec. Nasz rząd musi szybko zbadać, czy do KE wpłynęły prośby wymienionych krajów o zezwolenie na pomoc swoim przemysłom, jak są one umotywowane i czy te państwa otrzymały zezwolenia na pomoc publiczną (działania Komisji są jawne). Z uwagi na to, że kryzys wystąpił w ostrej formie po uchwaleniu specustawy stoczniowej, to w nowej, zmienionej sytuacji rząd winien natychmiast zainicjować nowelizację tej ustawy, uwzględniającej pomoc państwa w ratowaniu przemysłu okrętowego jako skuteczną walkę z kryzysem.
Nie będzie to zadanie łatwe, ale też nie beznadziejne, bo KE nie będzie mogła pozwolić sobie na oficjalne potraktowanie Polski gorzej niż krajów starej Unii. W przypadku krętactwa KE należałoby natychmiast oddać sprawę do Trybunału Sprawiedliwości i we wszystkich mediach nieprzerwanie nagłaśniać kwestię nierównego traktowania państw w UE. Prezydent i opozycja winni w tej sprawie maksymalnie współpracować z rządem - nie rozgrywać politycznie pojawiającej się szansy dla stoczni! W przypadku ociągania się rządu z nowelizacją specustawy, pod Sejm powinno przyjechać 100 tys. ludzi związanych z gospodarką morską i poprosić uprzejmie rząd o decyzję w sprawie nowelizacji ustawy stoczniowej w ciągu najbliższej godziny. Gdyby to nie poskutkowało, stoczniowcy winni zmienić żądania na rzecz wcześniejszych wyborów. Dodatkową szansą skuteczności działania stoczniowców są zbliżające się wybory do Parlamentu Europejskiego i na urząd prezydenta RP - niech każdy kandydat wypowie się na temat nowelizacji specustawy.

1 Dziennik Urzędowy Unii Europejskiej C 321E, Tom 49, z 29 grudnia 2006 r. Wydanie Polskie: Unia Europejska - wersje skonsolidowane Traktatu o Unii Europejskiej i Traktatu Ustanawiającego Wspólnotę Europejską.
2 Brak analiz i prognoz gospodarczych jaskrawo ujawnił się w czasie ostatniego kryzysu gazowego.
3 “Biała Księga prywatyzacji polskich stoczni - wyciąg”, strona internetowa pod tym hasłem. Uwaga: “Białą Księgę” należy czytać bardzo krytycznie, gdyż jest to w dużym stopniu dokument walki politycznej.
4 Pismo prezesa Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK) z grudnia 2008 r. (bez dokładnej daty) opisujące zasady ustalania wartości pomocy podlegającej zwrotowi.
5 Majątek intelektualny stoczni w ogóle nie jest wymieniony w ustawie “O postępowaniu kompensacyjnym w podmiotach o szczególnym znaczeniu dla polskiego przemysłu stoczniowego”. Widać wyraźnie, że autorzy ustawy nie zdawali sobie sprawy z tego, że istnieje coś takiego jak dobra intelektualne.


Prof. Józef Wysocki

Autor jest doktorem nauk fizycznych, doktorem habilitowanym inżynierem elektroniki, emerytowanym profesorem Politechniki Częstochowskiej, autorem kilku oryginalnych konstrukcji, patentów i 23 publikacji naukowych w czasopismach o zasięgu międzynarodowym.


Za: Nasz Dziennik, Piątek, 13 marca 2009, Nr 61 (3382)

bibula.com
prawy.pl

środa, 18 marca 2009

Miliony od Obamy na zabijanie polskich dzieci



Prezydent Obama wycofał zakaz finansowania działań pro-aborcyjnych poza granicami USA. Jednym z głównych terenów działań aborcjonistów będzie Polska.

Dlaczego akurat Polska? Jeden z najważniejszych ludzi w europejskim ruchu pro-life, John Smeaton, dyrektor Society for the Protection of Unborn Children (SPUC), uważa, że podstawowym powodem jest prężna działalność Kościoła katolickiego. Kościół to największy obrońca życia, a co za tym idzie, główny przeciwnik promotorów zabijania dzieci. Cel aborcjonistów został wyrażony przez International Planned Parenthood Federation (IPPF) - największy koncern aborcyjny świata, który dzięki Obamie odzyskał finansowanie swej działalności z pieniędzy amerykańskich podatników. 8 marca IPPF wydało oświadczenie popierające działanie polskich organizacji feministycznych. W oświadczeniu uzurpuje sobie występowanie w imieniu polskich kobiet, domagających się jakoby aborcji na żądanie i powszechnej dostępności chemicznych środków wczesnoporonnych.

Według IPPF polskie kobiety jednomyślnie występują przeciw Kościołowi Katolickiemu i prawu lekarza do odmowy aborcji z uwagi na sprzeciw sumienia. Żądają za to darmowych środków antykoncepcyjnych i pełnego refundowania in vitro przez państwo. John Smeaton pisze:

Wanda Nowicka to skrajna aktywistka walcząca o prawo do zabijania poczętych dzieci. Według IPPF jest reprezentantką wszystkich polskich kobiet.

- W oświadczeniu IPPF dotyczącym Polski termin “antykoncepcja” podlinkowany jest do strony “Mity i realia antykoncepcji”. Na początku listy znajdujemy szereg stwierdzeń dotyczących aborcji. Można tam przeczytać: “niektórzy mają fałszywe przekonanie, że zastrzyk antykoncepcyjny zapobiega ciąży przez powodowanie aborcji (…) Badania pokazują, że ani zastrzyki złożone z czystego progestinu, ani zastrzyki miesięczne nie zakłócają istniejącej już ciąży (…) Zastrzyki uniemożliwiają zagnieżdżenie w ściance macicy, jeśli doszło do fertylizacji.” Jest to taktyka wykorzystywana przez lobby aborcyjne na całym świecie: twierdzenie, że matka nie jest ciężarna do momentu, gdy zarodek zagnieździ się w macicy. Z tego mylącego argumentu wyciągają wniosek, że środki zapobiegające implantacji nie powodują poronienia.

John Smeaton podkreśla, że właśnie przyjęcie tego zafałszowanego obrazu początku ciąży spowodowało, iż angielski sąd nie uznał “pigułki po” za środek wczesnoaborcyjny. Jednak dane naukowe jednoznacznie wskazują, że początek ciąży wyznacza moment zapłodnienia, nie implantacji zarodka. Przypomina też, że termin “aborcja” w słowniku medycznym oznacza każde przedwczesne przerwanie ciąży - czy to naturalne poronienie, czy spowodowane ingerencją człowieka. Dlatego nazywanie działań związanych z antykoncepcją hormonalną, wkładki domacicznej i “pigułki dzień po”, środkami wczesnoaborcyjnymi jest od strony naukowej jak najbardziej poprawne i wskazane.

Dyrektor SPUC ma zadziwiająco dobre zdanie o polskim społeczeństwie. - Na szczęście polskie kobiety, grupy pro-life i przywódcy kościelni są zbyt dobrze poinformowani i zbyt inteligentni, by pozwolić na ten rodzaj protekcjonalnego traktowania i wprowadzającej w błąd propagandy. Nie mam wątpliwości, że Polska, tak jak wcześniej, stanie na wysokości zadania i przeciwstawi się IPPF - chwali Smeaton.

I dodaje: - Jednak, niech świat zauważy zawartość oświadczenia IPPF na temat Polski: miliony Obamy będą nie tylko wykorzystane, by promować aborcję, zostaną wykorzystane by walczyć z największą zorganizowaną siłą chroniącą życie na świecie - przeciw Kościołowi Katolickiemu.

Bogna Białecka/Ippf.org/Spuc-director.blogspot.com
za: Fronda.pl
nacjonalista.pl

Unia Europejska reformuje język!


Rewolucyjne zmiany wprowadza Najdroższy Europarlament. Nasi Towarzysze i Towarzyszki z Brukseli poczynili następny przełomowy krok w kierunku likwidacji dyskryminacji na świecie!

Jak donosi Daily Mail, autorytety z Stolicy Europy zadecydowały, iż rozróżnianie "pani" i "panny" to obrzydliwy, seksistowski obyczaj zacofanych ludów Starego Kontynentu. Tak więc w wyniku pełnej entuzjazmu dyskusji stworzono dokument, który niniejszym zakazuje tej ciemnogrodzkiej praktyki! Zamiast "Pani" będziemy od dziś zwracać się "Anno Kowalska" albo wprost "Aniu"!

Przy okazji toczy się bój z innymi przejawami dyskryminacji: żadna kobieta nie zostanie jedynie "mężem stanu" (statesman), ale aż "głową państwa" (head of state). Nie będzie już stewardów i stewardes (opiekunowie lotu), policjantów i policjantek (funkcjonariusze policji).

Niestety pewne zacofane elementy krytykują tę genialną decyzję Umiłowanych Przywódców. Szkocki europoseł Struan Stevenson posunął się do absurdalnego stwierdzenia iż "polityczna poprawność została doprowadzona do absurdu". Wszyscy wiemy że owa poprawność nigdy nie jest zbyt duża, zawsze niedostateczna! Bezczelnie przyrównał to do zbombardowanego przez faszystowskie wstecznictwo pomysłu zakazu używania kobz, a także do unijnych regulacji kształtu bananów. A przecież powszechnie jest wiadome, iż decyzje te nie są, jak to ujął inny europoseł (najwyraźniej również nie zasługujący na tą zaszczytną pozycję) Philip Bradbourn, "marnowaniem pieniędzy", ale ważnymi posunięciami w kształtowaniu Nowej Wspaniałej Europy!

Z niecierpliwością wyczekujemy kolejnych światłych decyzji Najdroższego Europarlamentu, które poprowadzą nas ku wspaniałej przyszłości bez zabobonów takich jak płeć, wiek, czy religia. Towarzysze! Jesteśmy z Wami!

sobota, 14 marca 2009

Zbliża się sezon tzw. 'marszów równości'



Od kilku lat wiosna w Polsce obok zapachu kwiatów i śpiewu ptaków przynosi ze sobą także negatywne efekty – tak zwane marsze równości. Pojawiły się tuż po wstąpieniu Polski do UE i przynoszą ze sobą zawsze wiele kontrowersji – choćby takich jak częsta niewiedza i dezorganizacja protestujących. Wiadomość ma na celu zebranie najciekawszych faktów dotyczących tzw. 'marszów równości'. Czym jest marsz równości?
Wbrew obiegowej opinii nie jest manifestacją gejów i lesbijek - oni siedzą w swoich domach i klubach. Tutaj mamy do czynienia z członkami organizacji tzw. ''walki o prawa homoseksualistów'' finansowanymi z budżetu UE. Są to po prostu zwykli najemnicy. Naczelne postacie wspierające marsze to np. Robert Biedroń ( http://bi.gazeta.pl/im/0/4651/z4651040X.jpg ) , Samuel Nowak ( http://d.wiadomosci24.pl/g2/c3/72/da/65175_1209224713_30c4_p.jpeg ) i Joanna Senyszyn ( http://dawidbiel.files.wordpress.com/2007/05/senyszyn.jpg ).

Kiedy, gdzie i jak odbywają się ''marsze równości''?
Typowymi miesiącami ataku kultury opłaconych zboczeń są kwiecień, maj i lipiec. Miasta to Warszawa, Poznań, Kraków, Wrocław oraz dodatkowe wybrane w danym roku przez zarządców organizacji ''kultura dla tolerancji''. Ustalany jest punkt rozpoczęcia marszu który od wczesnych godzin jest obstawiany przez setki policjantów. Najemnicy przyjeżdżają własnymi autobusami, mało kto przemieszcza się przez miasto. Marsz rusza do ustalonego punktu docelowego gdzie dochodzi do przemówień. Centrum miasta jest kontrolowane przez liczne partole służb bezpieczeństwa a sam marsz przez setki opancerzonych i uzbrojonych policjantów. Często używa się też helikoptera oraz pozostałych maszyn stworzonych do walki z terrorystami, przestępcami i chuliganami.

Formy protestacyjne
Pomimo utrudnień policyjnych i medialnej propagandy zawsze dochodzi do licznych form sprzeciwu. Są to głównie blokady tras marszów oraz rzadsze, mocno nagłaśniane przez media, rzuty przedmiotami czy prowokowanie kordonu policyjnego. Mimo popularyzacji szalikowego czy ''black blockowego'' podejścia należy pamiętać iż nie mają one nic wspólnego z działalnością narodową, tym bardziej że są szybko tłumione i karane przez wszechobecną policję podpartą nagraniami z kamer. Osoby o poglądach narodowych raczej ograniczają się do okrzyków, symboliki i blokad. Marsz równości nie jest traktowany jak zabawa czy ''zadyma'' tylko jedna z wielu patologii obrażających nasz kraj.

Problemy
W trakcie lub po protestach zawsze dochodzi do problemów z policją. Głównie jest to zatrzymywanie protestujących którzy podpadli czymś funkcjonariuszom. Dochodzi do straszenia paragrafami za nielegalne zgromadzenie, przeklinanie czy utrudnianie działalności policyjnej. W gorszych przypadkach policja powołuje się na naruszenie nietykalności cielesnej funkcjonariusza czy organizację nielegalnego zgromadzenia. Pojedyncze osoby są zatrzymywane, dostają mandaty lub późniejsze wezwania na policję. Dużo osób obronnie powołuje się na argumenty ''przyszedłem sam protestować i był tłum'', ''nie dotknąłem pana i proszę o dowód z kamery'' etc. Szerszego opisu spraw policyjnych nie wypada przedstawiać.

Portal www.nacjonalista.pl będzie starał się na bieżąco monitorować tegoroczne plany bezczeszczenia naszego kraju zachodnią kulturą opłaconych zboczeń. Plany parad można monitorować przez liczne portale i fora homoseksualistów łatwe do znalezienia przez www.google.pl
nacjonalista.pl

Mirosław Orzechowski: "Świadek składał fałszywe zeznania"

"Widziałem się z panem Jackiem, właścicielem renault laguny, którego samochód rzekomo staranowałem ponad tydzień temu na terenie przed jednym bloków w Łodzi - napisał na swoim blogu Mirosław Orzechowski. - Pan Jacek napisał do mnie list e-mailowy, gdy usłyszał w telewizji, że to jego samochód rzekomo "staranowałem". Napisał, że jego renault laguna nie ma żadnych uszkodzeń i nikt go nawet nie drasnął.

Pan Jacek potwierdził to własnoręcznie podpisanym oświadczeniem: "...oświadczam, że mój samochód nie został w żaden sposób uszkodzony w dniu 5 marca 2009 r. na terenie przed wejściem bloku (...). Informacje, podawane w szczególności przez media - pisze właściciel renault laguny - jakoby mój samochód został uszkodzony przez samochód honda accord, którego właścicielem jest Mirosław Orzechowski są całkowicie nieprawdziwe, co poświadczam własnoręcznym podpisem. Oświadczam, że w razie potrzeby jestem gotów powtórzyć powyższe stwierdzenia w prokuraturze i w sądzie".

W związku z powyższym - pisze Mirosław Orzechowski - składam dziś doniesienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez Andrzeja K., polegającego na składaniu fałszywych zeznań i fałszywym zawiadomieniu o niepopełnionym przestępstwie. Na ich podstawie fałszywe wnioski wyciągnęła policja i szkalowały mnie media, pisząc np. że "pijany taranowałem samochody". Ich celem było wprowadzenie w błąd prokuratury.

Zaraz po zdarzeniu pisałem, że prawda wygląda zupełnie inaczej niż przedstawiał to właściciel luksusowego audi. Chciałbym wiedzieć, dlaczego kłamie. Mam nadzieję, że wyjaśni się to już wkrótce.

Oryginał oświadczenia pana Jacka przekazałem policji prowadzącej postępowanie.

Dziękuję Panu Jackowi za wykazanie cywilnej odwagi i szacunku dla prawdy. Dodam też, że nie podałem nazwiska, by Pan Jacek nie stał się obiektem brutalnym ataków mediów.

lpr.pl




piątek, 13 marca 2009

Żyrardów walczy!

8marca 2009 zatrzymano 4 osoby z Żyrardowa w pubie Palma.
Jako powód podano iz są podejżani o rozbuj- pobicie dwóch homoseksóalistów oraz kradzierz flag i transparentów...
po kilkunastu godzinach zostali zwolnieni ze względu na brak dowodów...
Policjanci z Wilczej zawsze byli po prawej stronie..,
Pozdrowienia dla białych wojowników z ŻYRARDOWA!

niedziela, 8 marca 2009

Niszczenie prawdy.


Zaciekłość w niszczeniu prawdy nie zna u feministek granic.

16godzin tenu zamieszczono 3 filmy antyaborcyjne na YT.

do chwili obecnej został jeden http://www.youtube.com/watch?v=BY80WOSLrc4NOWY LINK

To jeszcze bardziej motywuje nasze działania.

Kontrmanifestacja już za pare godzin!

sobota, 7 marca 2009



Marsz femiciot.

http://www.youtube.com/watch?v=i-kfqVJ_FA4

http://www.vimeo.com/3505616 film promocyjny kontrpikietę.

"Jak co roku 8 marca ulicami Warszawy przejdzie Manifa Feministek, Aborcjonistek i Aborcjonistów oraz wszelkiego innego dzikiego i zdegenerowanego lewactwa.
W tym roku z wyjątkowo zaciekłymi hasłami wymierzonymi w tradycje, rodzinę i kościół katolicki.
Spotykamy się pod pomnikiem Państwa Podziemnego i Armii Krajowej pod Sejmem RP, niedziela 8.03.2009r. godz. 12.30
Ubierzcie się ciepło i weźcie znajomych i polską flagę.
Pamiętajcie, że...
... Lepiej jest być PATRIOTĄ, niż zboczoną femiciotą !!!
Do zobaczenia w niedzielę. "

mw.org,pl

Jak zawsze z Żyrardowa wyruszy silna grupa. Nie zgadzamy się by naszymi ulicami maszerowali degeneraci. Lewactwo femicity i pederaści. Tyko nasza reakcja powstrzymuje ich zapędy. To jak wygląda Polska zależy od nas. Powiedzmy nie degeneratom!

http://www.youtube.com/watch?v=i-kfqVJ_FA4nowy link

bialyzyrardow@wp.pl

90 DNI DO WYBORÓW


90 DNI DO WYBORÓW.
Od paru dni zastanawialiśmy się, co polityczny establishment „zorganizuje” przeciw LPR po opublikowaniu korzystnych dla nas sondaży wyborczych.


Czy wrócą do sprawy mitycznych „nazistów”, których pełno wokół nas (ewidentny dowód: zdjęcia z uniesioną dłonią!)? Raczej to temat zgrany i każdy przeciętny Polak uzna takie „zarzuty” za mocno naciągane.
A może będą wałkować sprawę naszych przegranych kampanii wyborczych: ot, Orzechowski na Podkarpaciu, czy Wierzejski parę lat temu w Warszawie. To przecież tak śmiesznie brzmi: „przegrał z krasnalami”. Tyle, że na 6 ostatnich kampanii, w których startowałem, trzy przegrałem, i trzy wygrałem (samorząd: 2002, europarlament: 2004, sejm: 2005). Cóż to za argument w obliczu faktu, że zarówno Tusk, jak i Kaczyński całymi latami bywali poza sejmem, zepchnięci pod próg wyborczy. W polskiej polityce raz się jest wyżej, raz niżej. Po zwycięstwie Kaczyńskiego cała Polska zaufała Marcinkiewiczowi, który wydawał się mieć program i poglądy zbieżne z naszymi. I miejsca na scenie politycznej dla LPR na jakiś czas zabrakło. Teraz obserwujemy postępujące rozczarowanie wyborców PiSem i przestrzeń dla LPR rośnie. W ostatnich wyborach do europarlamentu (mało kto to pamięta) LPR pokonała PiS. Teraz też nie pozostaniemy w tyle.
(Na marginesie. Moje startowanie na prezydenta Warszawy było po prostu podyktowane koniecznością obecności LPR w telewizyjnej kampanii samorządowej. Gdyby LPR nie wystawiła kandydata wówczas, w ogóle by nas w telewizji nie było. Ja nie chciałem kandydować, spodziewałem się marnego wyniku. Wiedzieliśmy, że w Warszawie idzie batalia wyłącznie między PO i PiS. Tak było i cztery lata wcześniej (2002 kandydat LPR – J.M. Jackowski dostał w granicach 1% poparcia. Uważałem jednak, że wynik to rzecz wtórna, ważniejsza jest sama obecność LPR na równych warunkach w TVP i stacjach komercyjnych. Niestety i to zawiodło. Od początku tamtej kampanii media mnie nie zapraszały. O ile wcześniej bywałem w mediach jako reprezentant LPR bardzo często, codziennie, to w czasie samej kampanii doświadczyłem blokady. Na główne debaty między kandydatami ani TVP, ani TVN mnie nie zapraszały. Królował Marcinkiewicz, Waltzowa i Borowski. I te same media, które mnie przemilczały w kampanii, rzuciły się po wyborach, żeby maglować sprawę „krasnali”. Tematu nie podchwycił tylko K. Wojewódzki. Dlaczego? Bo jego kandydatka, wspierana przez niego feministka W. Nowicka dostała wówczas mniej głosów ode mnie. Tego media też nie podały. Pamiętam, jak tydzień przed tamtymi wyborami jeden z posłów PSL po koleżeńsku mnie namawiał do wycofania się w ostatniej chwili ze startu: „przegrasz z krestesem; teraz się wycofaj, a nikt słabego wyniku nie będzie ci wypominał”. Nie posłuchałem. Nie honorowo mi było się wycofywać. Lepiej przegrać, niż uciekać. Raz się przegrywa, raz wygrywa. Piszę o tym tak dużo, bo wczoraj zaraz po ogłoszeniu, że jestem nowym szefem LPR media nie omieszkały jako główną informację podać, że Wierzejski to ten, co „przegrał z krasnalami”. Za długo jestem w polityce, żeby się przejmować taką dziecinadą.)
Trzeci pomysł na dyskredytowanie LPR to nagłaśnianie w mediach wariatów, którzy w przeszłości przewinęli się przez LPR i teraz plują na nas żółcią. Takich bruździńskich. Jeden taki uaktywnia się zawsze w czasie kampanii, i nawet zawiadomienia do prokuratury na LPR składa. Media o tym trąbią, bo i sprawa wygląda na wiarygodną: skoro oskarżyciel decyduje się na zawiadomienie organów wymiaru sprawiedliwości. Ale mija rok i te same organy sprawiedliwości oczyszczają nas z fałszywych oskarżeń natomiast stawiają zarzuty oszczercom. Tylko żadne media o tym już nie mówią. Zobacz: http://wierzejski.blog.onet.pl/2,ID364983206,index.html Tak, to dobry sposób. Atakować o niedopełnione wykroczenia ze świadomością, że prawda wyjdzie na jaw dopiero po wyborach. Tak niszczyła mnie „Wyborcza”. Przez trzy tygodnie, dzień w dzień pisała, że prokuratura zaraz postawi mi zarzuty o rzekome defraudacje. Było to dwa lata temu. I wszystkie media w myśl hasła: „Do mnie dzieci wdowy!” (por. S. Żeromski, Popioły) bezkarnie powielały kalumnie za tym brukowcem.
Tak jest teraz z M. Orzechowskim. Nikt nie pisze, że on nie prowadził, tylko został oskarżony, że PRZEPARKOWYWAŁ auto, poproszony o to przez dwóch jegomościów, a to spora różnica. Jeśli to prawda, że przestawiał auto na parkingu pod wpływem alkoholu, to oczywiście nikt tego nie pochwala. Siadać za kółkiem po alkoholu nie wolno. Tylko że nawet tego nie udowodniono. A pomawiany temu zaprzecza. Ale w kraj poszła informacja, że „jechał”, że „potrącił”, że „pijany”, a nawet, że „taranował”.
LPR przygotowuje się do wyborów. Zapraszamy wszystkie środowiska patriotyczne, prawicowe, narodowe i konserwatywne do rozmów. W przyszłym tygodniu zamierzamy ogłosić strategię programową i pokazać, z kim idziemy na wspólnej liście.
Wojciech Wierzejski

wtorek, 3 marca 2009

"Komu przeszkadza patriotyzm?"



"Komu przeszkadza patriotyzm?"
Lewaccy ekstremiści tak długo szantażowali właściciela poznańskiego klubu Piwnica 21, aż ten wycofał się z udziału w organizacji patriotycznego koncertu ku czci Powstania Wielkopolskiego.
Impreza planowana była na 14 marca. Miała być prezentacja multimedialna o Powstaniu Wielkopolskim oraz koncert trzech zespołów rockowych: Forteca, Irydion i Bastion. Wszystko z okazji obchodzonej od grudnia 90 rocznicy Powstania Wielkopolskiego. Koncertu jednak nie będzie, bo skrajna lewica zastraszyła właściciela klubu, w którym miał się odbyć.

CZYM STRASZĄ LEWICOWI EKSTREMIŚCI?


Wszystko przebiegło według znanego scenariusza. Gdy tylko w mediach pojawiła sie informacja o koncercie patriotycznym, do akcji wkroczyli lewacy z organizacji Nigdy Więcej oraz anarchiści z poznańskiej komuny Rozbrat. Skierowali pod adresem właściciela Piwnicy niewybredne ostrzeżenia. Twierdzili, że zaangażowane w imprezę zespoły rockowe są nazistowskie, że może dojść do aktów przemocy, że po co mu te problemy, że gazety go obsmarują... Do klubu zaczęły dzwonić telefony z Gazety Wyborczej i kilku innych lokalnych mediów, pojawiały się kolejne życzliwe oskarżenia... Facet znalazł się pod dużą presją i szybko wystraszył. 23 lutego nastąpiła kulminacja nagonki. Poznańskie wydanie Gazety Wyborczej opublikowało wtedy artykuł Michała Wybieralskiego pt. “Skini chcieli uczcić powstanie wielkopolskie”.

http://miasta.gazeta.pl/poznan/1,36037,6311146,Skini_chcieli_uczcic_powstanie_wielkopolskie.html

“Neonazistowskie zespoły miały wystąpić w Poznaniu podczas patriotycznego koncertu z okazji rocznicy zakończenia powstania wielkopolskiego”, krzyczał ostrzegawczo nagłówek tekstu. Tego samego dnia klub Piwnica 21 wypowiedział organizatorowi koncertu umowę o współpracy.

KOMU PRZESZKADZA PATRIOTYZM?


Autor tekstu Michał Wybieralski to nowy, młody narybek poznańskiej Gazety Wyborczej. 22 lata, student filozofii, zdeklarowany sympatyk radykalnej lewicy, prywatnie pisujący do lewackiego i mocno antychrześcijańskiego portalu racjonalista.pl Lubi pisać o lewicowym ekstremiźmie, silnym w Poznaniu za sprawą środowiska anarchistycznego skupionego wokół nielegalnej komuny Rozbrat. Z jego działaczami zna się zresztą prywatnie. Gdy właściciel zajmowanej nielegalnie przez poznańskich lewaków posesji postanowił niedawno odzyskać w końcu swoja własność, właśnie Wybieralski opublikował w Wyborczej tekst w obronie ekstremistów. “Anarchiści to w ostatnich tygodniach najaktywniejsza grupa społeczna w Poznaniu. [...] Anarchiści są w trudnej sytuacji: za kilka miesięcy bank zlicytuje działkę, na której znajduje się ich skłot Rozbrat. Stracą przestrzeń, w której żyją i od kilkunastu lat organizują przedsięwzięcia kulturalne”, narzekał. Oczywiście słowem nie wspominając o ekstremistycznym charakterze tego ruchu i licznych aktach przemocy, jakie ma on na swoim koncie. Nie trudno zresztą odczytać ideologiczne powiązania dziennikarza Wyborczej, który członków lewackiej ekstremy określa eufemistycznym terminem “dumni anarchiści”.

http://polskalokalna.pl/wiadomosci/wielkopolskie/poznan/news/dumni-anarchisci,1047244


W uwalenie koncertu zaangażowała się też skrajnie lewicowa organizacja Nigdy Więcej, założona przez Marcina Kornaka, zdeklarowanego anarchistę i legendę lewackiego półświatka w Polsce. Jej przedstawiciele przekonali właściciela Piwnicy 21, że jeśli nie chce mieć kłopotów, powinien wycofać się z współorganizacji koncertu. Kto chciałby mieć kłopoty...

Nigdy Więcej to ludzie ogarnięci ideologiczną obsesją. Wielokrotnie oskarżani byli o znieważanie narodu polskiego, nawoływanie do przemocy na tle politycznym oraz ścisłe związki a najbardziej ekstremalnym, skrajnie lewicowym podziemiem. W polskich mediach grupa ta stała się znana w 2006 r. za sprawą blisko z nią współpracującego, czarnoskórego mordercy Simona Mola. Mol umknął wymiarowi sprawiedliwości dzięki swojej śmierci w 2008 r. a prokuratura umorzyła śledztwo w jego sprawie, zamiatając pod dywan wszystkie brudy tej niebezpiecznej organizacji. Paradoks tej grupy polega na tym, że ma ona w swoich szeregach wielu byłych neonazistów.

CO DALEJ?

Zarówno muzycy jak i organizator koncertu ku czci Powstania Wielkopolskiego są oburzeni nie tylko absurdalnymi pomówieniami, ale i skalą nagonki na samą imprezę. Wszystkie zespoły znane są ze swojego patriotycznego repertuaru. Wszystkie uczestniczyły w projekcie Twardzi jak Stal, ku czci żołnierzy polskiego antynazistowskiego i antykomunistycznego ruchu oporu. Zespół Forteca jest wręcz ikoną polskiego antynazizmu, powstał na fali fascynacji Powstaniem Warszawskim. Dlatego artyści zapowiadają, że nie pozostawią sprawy samej sobie I wykorzystają istniejące możliwości prawne, aby ukarać autorów pomówienia. Sam koncert również odbędzie się, ale już w innym miejscu i prawdopodobnie innym terminie.

Tymczasem warto przyłączyć się do społecznej akcji protestu przeciwko skrajnej lewicy, wysyłając na adres mejlowy klubu własną opinię na temat poznańskiego skandalu: krzysztof@piwnica21.pl

Krzysztof Krzykowski

http://www.phalanx.pl

konserwatyzm.pl

prawy.pl

Żaden z przywódców nie nazwał ludobójstwa UPA po imieniu


Żaden z przywódców nie nazwał ludobójstwa UPA po imieniu.
Pod pomnikiem w startej z powierzchni ziemi polskiej wsi Huta Pieniacka prezydenci Polski i Ukrainy oddali w sobotę hołd ofiarom rzezi dokonanej w 1943 r. na bezbronnej polskiej ludności przez złożone z Ukraińców oddziały SS Galizien i UPA.
Jednak żaden z przywódców nie nazwał tej zbrodni po imieniu i nie wskazał jednoznacznie, kto dopuścił się mordu. Być może dlatego w trakcie uroczystości nad grupą Polaków przestał powiewać transparent “Dziękujemy, Panie Prezydencie”. Uroczystości usiłowała zakłócić grupa ponad stu ukraińskich demonstrantów, którzy rozwinęli kilkunastometrową czerwono-czarną banderowską flagę. - Odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom - powiedział ks. abp Mieczysław Mokrzycki, metropolita lwowski, który przewodniczył modlitwie ekumenicznej z udziałem duchownych greckokatolickich i prawosławnych. - Być może tak przebaczając, nauczymy przebaczenia tych, którzy przebaczyć nie umieją. Jeśli nie, ocalimy przynajmniej swoje człowieczeństwo i godność dzieci Bożych - dodał.

Uroczystości 65. rocznicy wymordowania mieszkańców Huty Pieniackiej zorganizowały Stowarzyszenie “Huta Pieniacka” oraz środowiska polskie, głównie z Lwowa, przy wsparciu ze strony Konsulatu Generalnego RP we Lwowie. Na obchody przyjechali byli mieszkańcy wsi cudem uratowani z masakry oraz ich rodziny, a także duża reprezentacja mieszkających na Ukrainie Polaków. W modlitwie ekumenicznej za dusze pomordowanych wzięli udział wysocy hierarchowie Kościoła rzymskokatolickiego oraz Cerkwi greckokatolickiej i prawosławnej. W części uroczystości pod pomnikiem w Hucie Pieniackiej uczestniczyła też grupa Ukraińców, z których większość po przemówieniu prezydenta Wiktora Juszczenki, a przed apelem pomordowanych i modlitwie ekumenicznej, ostentacyjnie opuściła zgromadzenie. Znacznie liczniejsza grupa Ukraińców z flagami nacjonalistycznej partii “Swoboda” i UPA zgromadziła się około 100 metrów od centrum uroczystości obok wkopanego w ziemię krzyża, który miał symbolizować ofiary rzekomych “polskich szowinistów”. W czasie wystąpienia prezydenta Kaczyńskiego grupa ta podeszła bliżej i śpiewem oraz okrzykami “Sława Ukrainu” próbowała zagłuszyć przemówienie. Demonstranci zostali powstrzymani przez siły bezpieczeństwa i po pewnym czasie się rozeszli.
Kresowianie z wielką wdzięcznością i nadzieją przyjęli patronat nad obchodami oraz obecność prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Hucie Pieniackiej. - Dzięki temu ta tragiczna rocznica nabierze właściwej rangi, a świat dowie się o tych wydarzeniach - mówiła nam jeszcze przed uroczystościami Małgorzata Gośniowska-Kola, prezes Stowarzyszenia “Huta Pieniacka”. - Ponadto ma to ogromne znaczenie dla ludzi pochodzących z Kresów, u których do dziś tkwią ogromne pokłady patriotyzmu i którzy przywiązują ogromną wagę do tego, co robi i mówi prezydent - dodała.

Wystąpienia obu przywódców wielu Kresowian przyjęło z rozczarowaniem, choć nie chcieli o tym szerzej mówić.

- Nie chcę robić przykrości prezydentowi Kaczyńskiemu. Dobrze, że przyjechał, szkoda, że nie powiedział całej prawdy - powiedział nam pragnący zachować anonimowość mieszkaniec Lwowa. - A tymczasem na zachodniej Ukrainie narasta problem ukraińskiego nacjonalizmu, który jest antypolski - dodał, wskazując na złowrogi tłum pod banderowskimi flagami.

Rzeczywiście, przemówienie prezydenta - które odczytał - było kurtuazyjne i poprawne politycznie, zgodnie z przedstawionym przez niego założeniem, że “budowanie strategicznego partnerstwa między naszymi krajami wymaga powściągliwego i rzetelnego spojrzenia na przeszłość”. W ramach tej strategii prezydent wspomniał o Pawłokomie i akcji Wisła, a winą za zbrodnie na Polakach zdawał się bardziej niż rzeczywistych morderców obarczać Hitlera i Stalina, którzy “za pomocą propagandy kłamstw i manipulacji zdołali wzmóc wzajemne animozje i nastawić wrogo do siebie Polaków, Ukraińców, Litwinów, Łotyszy, Białorusinów i Żydów”. - Ta tragedia, podobnie jak cała rzeź wołyńska z lat 1943–1944, nie wydarzyłaby się bez przyzwolenia i inspiracji ze strony sił trzecich, dwóch zbrodniczych totalitaryzmów - wskazywał prezydent.

Prezydent mówił o “przerażającej zbrodni”, o “ogromie okrucieństwa, bólu i śmierci”, pochylał się nad “niewyobrażalną tragedią ofiar i ich rodzin”, wskazywał na “traumatyczne doświadczenie całej społeczności tego regionu”, ale nie użył - tak oczekiwanego przez środowiska kresowe - terminu “ludobójstwo” w odniesieniu do wymordowania ponad 120 tys. Polaków na Kresach, a nawet nie wskazał na ukraińskich nacjonalistów jako sprawców tej zbrodni. Kaczyński mówił za to wiele o wzorcowych stosunkach łączących Polskę i Ukrainę i obiecywał, że dopiero ich dalszy rozwój pozwoli na ustalenie wspólnej wersji historii.
- Zbliża się zatem czas, kiedy na gruncie osiągniętego porozumienia będziemy mogli podjąć także tematy budzące kontrowersje, kiedy spróbujemy wspólnie wyjaśnić i ustalić prawdę o tej tragedii, której jeden z aktów rozegrał się w Hucie Pieniackiej - zapowiadał.

Przemówienie Wiktora Juszczenki pokazało, że nie będzie to takie proste, a może stać się wręcz niemożliwe. Prezydent Ukrainy również nie stronił od mocnych określeń wobec wydarzeń w Hucie Pieniackiej. Stwierdził nawet, że można je “bez wątpienia zaliczyć do najstraszniejszych, najokrutniejszych wydarzeń w historii ludzkości”. Nie zająknął się jednak o ich rzeczywistych sprawcach, nie mówiąc już o jakimkolwiek przeproszeniu Polaków za ukraińskie zbrodnie. Juszczenko apelował, aby “trudna przeszłość” nie stała na przeszkodzie “naszej wspólnej europejskiej przyszłości”.

Jednak słowom obydwu prezydentów o dobrych perspektywach w budowaniu stosunków między Polską a Ukrainą wyraźnie przeczyła atmosfera towarzysząca uroczystości w Hucie Pieniackiej. Rozmiary antypolskiej demonstracji w miejscu wymordowanej wsi, wcześniejsze prowokacyjne wystąpienia radnych obwodu lwowskiego, z których niektórzy domagają się wręcz demontażu pomnika w Hucie Pieniackiej i niedopuszczenia do stawiania innych upamiętnień polskim ofiarom ludobójstwa na Kresach, świadczą o tym, że na stosunki polsko-ukraińskie oparte na prawdzie nie ma co liczyć w najbliższym czasie.

Adam Kruczek, Huta Pieniacka


prawy.pl

Archiwum NSZ w szafie rektora SGGW


Archiwum NSZ w szafie rektora SGGW.
W zabytkowej szafie należącej do rektora Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego znaleziono 4,5 tys. stron dokumentów dotyczących Narodowych Sił Zbrojnych.

Dokumenty zostaną przekazane do Archiwum Akt Nowych. Jak powiedział Mariusz Olczak, historyk z AAN, dokumenty były ukryte w specjalnej skrytce. Mebel należał do wyposażenia gabinetu Franciszka Staffa, ichtiobiologa (brata poety Leopolda Staffa), który tuż po wojnie sprawował funkcję rektora SGGW.

W grudniu ubiegłego roku podczas prac konserwacyjnych skrytkę w szafie odkryli pracownicy Katedry Konserwacji Drewna Zabytkowego SGGW. Wśród dokumentów znalazły się materiały dotyczące działalności Narodowych Sił Zbrojnych oraz gazetki, ulotki i broszury wydawane przez NSZ. - To unikatowe znalezisko. Znajduje się tu prawie kompletne archiwum dowództwa NSZ. Część informacji zawartych w tych dokumentach znamy z odpisów lub korespondencji, ale teraz mamy oryginały - podkreślił Olczak.

nacjonalista.pl

Policja na tropie plakatu.
Kontrowersyjne plakaty kilkanaście dni temu pojawiły się na Kurdwanowie. Nad lecącymi pociskami widnieje napis "Bomby na Izrael", pod spodem "Już czas!!!". Na dole podpis: "Narodowe Odrodzenie Polski". Straż miejską o plakatach zawiadomili zbulwersowani mieszkańcy. - Dostaliśmy telefon, że ktoś przykleił je na tablicy ogłoszeń miejscowej spółdzielni mieszkaniowej. Od razu posłaliśmy tam patrol - mówi Marek Anioł, rzecznik krakowskiej straży miejskiej. Chwilę później przyszło kolejne zgłoszenie od innych mieszkańców: tym razem plakaty rozlepiono w pobliżu parku Kurdwanów.

Straż miejska o sprawie zawiadomiła policję. - Chodzi o treść tych plakatów. To nie jest codzienność. Wcześniej zdarzało się, że ktoś wymalował swastyki na murach - mówi Anioł.

Policja wszczęła już oficjalne dochodzenie w tej sprawie pod nadzorem prokuratury. - Sprawdzamy, czy nie doszło do nawoływania do nienawiści na tle narodowościowym - mówi Katarzyna Padło z biura prasowego małopolskiej policji.

Policja przesłuchała już pierwszych świadków, ma też nagranie z monitoringu w rejonie parku Kurdwanów, który zarejestrował, jak dwóch mężczyzn wiesza kontrowersyjne plakaty. Śledczy chcą też ustalić, czy są one rzeczywiście autorstwa NOP i czy to narodowcy je rozwieszali. Wczoraj weszliśmy na stronę internetową małopolskiego NOP. Plakat kolportowany na Kurdwanowie widnieje tam pośród innych w rubryce "Nasze akcje".

nacjonalista.pl